ntprzygody@gmail.com
W drodze powrotnej do hotelu wstąpiliśmy jeszcze na wieczorne zwiedzanie Frejus, które skąpane w morzu świateł wyglądało magicznie. Osłodziło nam to nieco rozczarowanie, jakie pozostawiło po sobie Saint Tropez.
Polecane
Na Tropie Przygody
Jadąc do Saint-Tropez mieliśmy w głowie przede wszystkim obrazy z filmów o żandarmerii francuskiej z Luisem De Funesem, których akcja dzieje się w tym właśnie miasteczku, w latach 60tych/70tych XX wieku. Klimat i magia rozsławionego kurortu podgrzały w nas oczekiwania i emocje niemalże do temperatury wrzenia. Wstaliśmy więc o świcie, zjedliśmy śniadanie, zebraliśmy manatki i czym prędzej ruszyliśmy w stronę wymarzonego celu.
Już sama droga nie wróżyła niczego dobrego - korek zaczął się zaraz za Port Grimaud, czyli jakieś 7 km przed naszym celem. Dodam, że byliśmy tutaj pod koniec września, a więc po sezonie wakacyjnym. Trudno sobie wyobrazić, jak wygląda dojazd do tego kurortu w lipcu lub sierpniu... - chyba trzeba zaopatrzyć się w dużo kanapek, wody i pokłady cierpliwości ;-)
Nieco znużeni wolnym ruchem dotarliśmy w końcu na miejsce, zaparkowaliśmy auto i ruszyliśmy w stronę centrum.
Na miejscu odkryliśmy, że Saint-Tropez składa się z ładnej, aczkolwiek przeciętnej plaży, paru uliczek wypchanych lodziarniami, restauracyjkami i butikami oraz portu pełnego łódek i jachtów. Ot i tyle! Nawet budynek żandarmerii z filmów z Luisem De Funesem, przy Place de la Garonne, zamknięty był na cztery spusty... Smutne :-/
Poczuliśmy się rozczarowani... Ponownie oczekiwania przerosły rzeczywistość...
I tylko chłopaki byli zadowoleni, bo załapali się na lody i plażę ;-)